Wszyscy się pogubiliśmy. Mija półtora tygodnia od wyborów do Parlamentu Europejskiego i nadal nikt nie rozumie, co się właściwie stało. Wynik okazał się zaskoczeniem w porównywalnym stopniu dla Koalicji Europejskiej jak i Prawa i Sprawiedliwości. Umówmy się, przed głosowaniem wszyscy mieli zbliżony pożar w gaciach. Politycy partii rządzącej prześcigali się w obietnicach i nawet częściowej ich realizacji, a o skali desperacji może świadczyć to, że najmniej medialna osoba w Polsce zdecydowała się wpaść do programu śniadaniowego, żeby opowiedzieć o kotach. Zbiegiem okoliczności krótko później wyszło na jaw, że osoba z innej partii nieżyczliwie potraktowała psy, którym obiecała dom i wszystko razem wybrzmiało do tego stopnia harmonijnie, że w oczach opozycji…
-
-
Chiński pokój
Zaglądałam na twojego bloga – powiedziała ostatnio koleżanka – Nic nie piszesz, znudziło ci się, czy co? Podejrzewam, że każdy z Państwa zna ten stan: jest sprawa, która nagli, więc trzeba by się za nią wziąć. To może być cokolwiek: pismo do administracji osiedla, interwencja w sprawie uszkodzonej przesyłki na poczcie, ambitny plan treningowy, który miał być wdrożony w Nowy Rok, a tu jak raz luty się kończy, wezwanie fachowca do pralki, która nagle zasugerowała się Heraklitem, czy zapisanie się na piaskowanie zębów. I tu wchodzi – cały na różowo – Prosiaczek, który, jak wiadomo, im bardziej zaglądał do chatki, tym bardziej Puchatka w niej nie było. No więc się…