Osobiście staram się nie obchodzić Dziadów w wyznaczonym państwowo terminie. Ku rozpaczy Teściowej miewamy ze starym inne pomysły na zagospodarowanie tego dnia. Nieszczególnie pociąga mnie perspektywa spędzenia kilku godzin w tłumie, który w okresie cmentarnego szczytu bywa bardziej agresywny niż refleksyjny i ciągle pamiętam, jak w przepychankach do bramy straciłam kaptur od kurtki. W związku z tym wolę odwiedzać zmarłych kilka dni wcześniej lub później, nawet jak nie mam kaptura. Nie wiem, czy to wierność tradycji, czy raczej wspomnienia z odległych czasów, gdy jesienią szło się na cmentarz na kasztany, w każdym razie coś mnie tam ciągnie o tej porze roku. No bo co tu kryć, Powązki mają swój urok.…
-
-
A tymczasem na Pradze…
Przyznałam się kiedyś, że odczuwam pewną wstydliwą słabość do ogrodów zoologicznych. Nie jest to coś, z czego jestem jakoś szczególnie dumna. Oglądanie zwierząt w niewoli jest tylko o małe oczko wyżej niż oglądanie zwierząt w cyrku, a dla purystów w ogóle chyba nie ma różnicy. Mogę się tłumaczyć tylko zaszłościami z dzieciństwa, kiedy to w najśmielszych snach nie podejrzewałam, że kiedykolwiek znajdę się na karku słonia czy będę trzymać tygrysa na kolanach. No i jakoś tak mi się zrobiło, że mimo różnorakich kontaktów ze zwierzętami w sposób inny niż przez kraty, regularnie ciągnie mnie do ZOO. Zdobyłam w tym zakresie niejakie doświadczenie i w pewnych granicach umiem porównać warszawski…