Czasem bywa tak, że widuje się pewne miejsca w ściśle określonym anturażu. Na ten przykład latem i w słońcu. Jeśli chodzi o Augustów no to akurat raczej w deszczu. Ale nadal latem. Jezioro zawalone jednostkami pływającymi, tłumy przewalające się po elegancko wyszykowanej za unijne pieniądze promenadzie, a po knajpach rodziny, pasące dzieci pseudohamburgerem z frytamy z dwudziestego smażenia, a zjedz za mamusię, a za babcię, a potem płacz i zgrzytanie zębów, że dzieci otyłe som. Po tym, czego się na deptaku naoglądałam, bym się zdziwiła, gdyby nie były. Od dwudziestu lat sobie ze starym obiecujemy, że w końcu kiedyś zobaczymy Augustów zimą. Bo jak tam pięknie musi być, wszystko zasypane…
-
-
Kopernik
O Centrum Nauki Kopernik wszyscy mniej więcej wiedzą to samo: fajne miejsce, z tym że dostać się – senne marzenie. No i tak się przejeżdża koło tego gmachu w tę czy we wtę, zerkając z daleka na naćkane jeden na drugim samochody wzdłuż Wybrzeża Kościuszkowskiego i kolejkę przed wejściem jak za socjalizmu po mięso kartkowe, a motywacja zniżkuje. Jak wspomniałam onegdaj, trafia mi się czasem fart w postaci wejściówek na różne imprezy i tak było tym razem. Zostaliśmy ze starym obdarowani voucherami do Kopernika, więc grzech nie skorzystać, zwłaszcza że ferie, czyli czas, kiedy chodzi się w takie miejsca. Udało nam się dostać do środka po zaledwie 20 minutach…