Miejsca,  Życie

Żeby nie było…

… ze zaginęłam w akcji. Nic podobnego, jestem tylko na wakacjach. Kłopot jest zasadniczo  jeden – internet chodzi jak chora krowa, obciążona Krojcfeldem Jakobem (a propos, ktoś wie może, co się stało z rozgąbczeniem mózgu, które to powinno było, zgodnie z zapowiedziami – a pamięć epidemiologiczną to mam akurat dobrą – zdziesiątkować ludzkość jakoś tak teraz właśnie? Znaczy ja znam parę osób z rozgąbczeniem, z jedną nawet mieszkam, ale to chyba nie ma nic wspólnego w Krojcfeldem, o Jakobie nie wspomnę).

W zeszłym tygodniu porwałam się z motyką na słońce (akurat wyszło przypadkiem na tak zwany firnament) i pełna najlepszych chęci postanowiłam zamieścić wpis o szczególnie ubogacającym doświadczeniu kinematograficznym. I w mordę – zamieściłam! Kosztowało mnie to 2 godziny czyśćca na balkonie (żeby złapać fale) i już myślałam, że się ukatrupię własną pięścią.

Od tamtej pory stałam się człowiekiem podejrzliwym, lekko nawet autystycznym i patrzącym na świat spodełba. Takie doświadczenie zmienia ludzi.

A dzisiaj była burza i piorun jebnął w moduł. Nie wiem, co to znaczy, ale wydaje się, że wszyscy wiedzą, bo ilekroć ktoś z obsługi hotelu wspomina o module, wszyscy poważnieją i rozumnie kiwają głowami, więc ja też.

 

Lekko nie było, bo przerwa w dostawie prądu wydłużyła się do 5 godzin. Małżonek wróżył nawet upadłość hotelu i już- już chcieliśmy się przenieść do holu, aby tam koczować w przezornie zabranym z domu śpiworze, tak jak widzieliśmy w telewizyjnych doniesieniach o turystach wykiwanych przez biuro podróży.  Uważam, że dobrze wychowany człowiek powinien odnaleźć  się w każdej sytuacji, więc na koczowanie także byłam przygotowana. Mąż liczył wprawdzie na okolicznościową wieczornicę przy świecy, wypełnioną zbiorowym śpiewaniem pieśni patriotycznych (biorąc pod uwagę datę, odświeżyliśmy sobie w głowach Bogurodzicę, bo na hej chłopcy bagnet na broń to jeszcze za wcześnie), ale znienacka włączyli prąd i chuj strzelił nasze staranne przygotowania.

Ale o czym to ja chciałam…? A, że żyję jednak i  tych rzadkich chwilach, kiedy udaje mi się złapać internet, podpatruje statystyki mojego bloga. Chciałam bardzo podziękować wszystkim, którzy jeszcze nie zniechęciło moje milczenie i zaglądają tutaj, a mi adrenalina rośnie, jak widzę słupki przekraczające stówkę, oraz tym, którzy zdecydowali się dać mi kredyt zaufania i zalajkować. Solennie obiecuję, że jak tylko złapię net to hoho co tu się będzie działo!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *