Nikt, może oprócz lekarzy i epidemiologów, nie przypuszczał, że tak się stanie. Przypomnijcie sobie: jeszcze pod koniec lutego, jeszcze na początku marca, jeszcze na kilka dni przed wprowadzeniem stanu zagrożenia epidemicznego myśleliśmy, a nawet rozmawialiśmy o tym, że jakoś to będzie. Zresztą akurat my, Polacy, przeważnie tak myślimy. I jeśli Państwo pozwolą, ja tak, przynajmniej w trakcie tego dzisiejszego wpisu, pomyślę.
To, co się dzieje, wydaje się tak nierealne, jak zdjęcia samolotów wbijających się w wieże World Trade Center, jak pierwsze doniesienia o katastrofie TU-154, po prostu ludzki umysł broni się przed uznaniem za fakt czegoś, czego nie jest w stanie ogarnąć, co jest tak bardzo inne od tego, do czego przywykł, że woli zamknąć się na oczywiste, a przynajmniej oszczędnie dawkować.
Obie tragedie, o których wspomniałam, zmieniły naszą rzeczywistość na zawsze. Nic już nigdy nie było takie, jak wcześniej. I to się do tej pory nie cofnęło, po prostu stan, który początkowo uznaliśmy za wyjątkowy, z czasem spowszedniał.
W obliczu pandemii koronawirusa mnożą się kassandryczne proroctwa, że świat, który znamy, kończy się na naszych oczach. Pod pewnymi względami tak, ale akurat nie z powodu pandemii. W każdym razie nie tylko, bo pandemia z pewnością nie pomoże, biorąc pod uwagę dodatkowe miliardy jednorazowych maseczek, rękawiczek, chemii i odpadów medycznych, które zasilą już i tak przepełnione wysypiska i słynną wyspę śmieci na Pacyfiku. Oszacowanie, jak koronawirus wpłynie na ekonomię i układ sił politycznych na świecie, przypomina obecnie wróżenie w fusów, więc to może zostawmy. Za to możemy zastanowić się nad tym, jak pandemia zmieni ludzkie życie na najbardziej podstawowym poziomie. Zmieni, ale nie na nowe. Wręcz przeciwnie, na stare.
Do znudzenia powtarzam, że kto nie zna przeszłości, nie rozumie teraźniejszości. Niestety, kronikarze dawnych czasów, czyli powieściopisarze, starannie dokumentujący życie ludzi, którzy byli przed nami, nie cieszą się obecnie szczególną popularnością, podobnie jak czytelnictwo w ogóle. Nowe pokolenia wiedzę o tym, jak się kiedyś żyło, czerpią głównie z filmów i seriali, a te zgodnie uparły się na promowanie szkodliwego, według mnie, przekazu, że ludzie zawsze żyli tak samo jak teraz, tylko inaczej się ubierali.
Otóż nie. Tym, co różni ich od nas był permanentny strach. Bali się biedy, głodu, wojny, wykluczenia ze społeczności, a przede wszystkim choroby.
Ludzkość, wbrew powszechnemu przekonaniu, ma bardzo wiele rozsądku. A w każdym razie miała. Oczywiście, nie odnosi się to do rządzących, wysokie stanowiska zawsze przyciągały psychopatów i to się niestety nie zmienia. Ludzie byli świadomi swoich biologicznych ograniczeń i wokół nich budowali cały system codziennego funkcjonowania i obyczajowość. Kiedy przyjrzymy się historii, a na jej tło położymy rozwój medycyny, wszystko staje się spójne i logiczne.
Pierwszy z brzegu przykład: dlaczego emancypacja kobiet nabrała rozpędu dopiero w XX wieku? Bo wcześniej mężczyźni nienawidzili kobiet? Bzdura, kochali je: swoje matki, siostry, nianie, żony i córki. Dyskryminacja kobiet była po prostu najrozsądniejszym, najbardziej ekonomicznym rozwiązaniem. Do połowy XIX wieku każda kobieta mogła umrzeć przy porodzie, a każdy seks (przy ówczesnym pojęciu o antykoncepcji) mógł zakończyć się ciążą. Ergo: każdy seks mógł być potencjalnie śmiertelny. Więc, logicznie rzecz biorąc, jaki sens miałoby pakowanie kasy w wykształcenie kogoś, kto w każdej chwili może umrzeć? Bez sensu, to już lepiej wykształcić syna, który wprawdzie może zginąć na wojnie, ale ostatecznie wojny zdarzają się rzadziej niż seks. Ośrodkami edukacyjnymi i kulturalnymi kobiet były zakony. Bo zakonnice mają wprawdzie oblubieńca, ale nie zachodzą z nim w ciąże. Wokół tego, smutnego, co tu kryć, losu kobiety, zbudowano cały system obyczajowy. Rodzina, skoro już miała wysłać córkę na tę rzeź, pilnowała, żeby przynajmniej opłaciło się to finansowo, stąd też hodowla panny na wydaniu przez wiele wieków przypominała hodowlę bydła mięsnego. Jednocześnie kobiety funkcjonowały w wyobraźni mężczyzn jako istoty z innego wymiaru, czemu trudno się dziwić, skoro każda, praktycznie od chwili narodzin, znajdowała się jedną nogą na tamtym świecie. Póki zagrożenie trwało, laski się na tę emancypację nie rzucały, też rozsądnie, bo, jako skazańcy z odroczonym wyrokiem, jaką miałyby siłę przebicia?
Sytuację zmieniło wynalezienie narkozy w 1848 roku i udoskonalenie techniki cesarskiego cięcia. I teraz patrzymy w kalendarz, na początki ruchu emancypacyjnego. Pasuje?
Taka sama świadomość ograniczeń funkcjonowała wśród całej ludzkości. Każdy wiedział, że może go zabić katar albo dziura w zębie, jeśli skończy się zakażeniem całego organizmu. W powieściach Jane Austen pisanych na przełomie XVIII i XIX wieku są całe strony poświęcone dywagacjom, czy Emma albo Fanny wybrały dobrą pogodę na przechadzkę i czy ubrały się odpowiednio. Rozkminy osób pozostałych w bezpiecznym miejscu, czyli przy kominku, często dotyczą dylematu, czy należy wysłać za nimi służącą z szalem, czy też nie. Kolejne kilka stron poświęcone jest wymianie liścików z pytaniami na temat stanu zdrowia Emmy lub Fanny, które podjęły ryzyko przechadzki, a jeśli się okazuje, że któraś z nich złapała katar, stosunki towarzyskie zamierają na co najmniej dwa tygodnie.
To nie było nic dziwnego, tak ludzie żyli do czasu wynalezienia penicyliny w 1928 roku. W prawdziwy sposób przedstawia to najnowsza ekranizacja powieści Austen „Emma” w reżyserii Autumn de Wilde. Może miejscami nieco szarżuje, ukazując ojca Emmy, pana Woodehouse’a opętanego wizją przeciągów, ale ponieważ gra go Bill Nighy, którego nigdy dosyć, to nawet nie razi. Bardzo autentyczna jest też scena, gdy cała familia rozpierzcha się w popłochu przed niemowlęciem, podejrzanym o to, że kichnęło.
Tak będzie wyglądała nasza rzeczywistość w cieniu koronawirusa. I nie ma w tym nic szokującego, nasi przodkowie to przeżyli i całkiem nieźle się w tym odnaleźli.
O kulcie wachlarzy i rękawiczek być może wspomnę następnym razem.
Jeden komentarz
Bożena
Teraz nie pozostaje nam nic, jak tylko siedzieć w domu, dbać o siebie i czekać aż to wszystko się zmieni. Zdrolwia!