Kultura

Geralt i Skylwalkerowie PART I (możliwe spojlery)

To miały być dwie ekscytujące premiery grudnia, na które czekałam od miesięcy. Z Geraltem z Rivii połączyła mnie dwie dekady temu taka relacja, jak jest napisane w Biblii, że „opuścisz ojca swego i matkę swoją”. Ja akurat porzuciłam męża i jedynego syna. Pięcioksiąg Andrzeja Sapkowskiego kupiłam w Jastarni na jakimś straganie z tanią książką. No i wsiąkłam, do tego stopnia, że udawałam przed rodziną, że się źle czuję i wysyłałam męża z dzieckiem na plażę albo na spacer, żeby mieć czas na czytanie. Matka roku, co nie?

Potem był fakap z polską ekranizacją, przed którą wszyscy sikali po nogach z przejęcia, że taki piękny smok wyszedł, no po prostu amerykański. W efekcie wszyscy fani chyba woleliby tamtą produkcję wyprzeć na zawsze z pamięci i udawać, że się nigdy nie wydarzyła.

Co do adaptacji Netflixa, to się nie będę obcyndalać: gdybym wiedziała, że to będzie tak nudne i rozwlekłe, to bym się w ogóle za to nie brała. Istnieje taka uniwersalna zasada: jeśli coś nie jest zepsute, nie naprawiaj! Więc jeśli masz sagę, która w zasadzie jest gotowym scenariuszem i zaczynasz ją „ulepszać” to nie ma prawa się powieść.

Tymczasem dostajemy ekranizację opowiadań Sapkowskiego, które są prequelem do właściwej historii, podane w totalnym bałaganie chronologicznym, a w tle Ciri gania się z Geraltem w czasie rzeczywistym, po bajkowych ostępach. Rozumiem, że chodziło o przedstawienie postaci, pokazanie powiązań między nimi, ukształtowanie ich na oczach widzów, żeby wiedzieli, dlaczego są tacy, jacy są i jakimi motywami, zaszłościami i kompleksami się kierują. No dobrze, ale dlaczego to musi trwać osiem godzin???

W „Grze o tron”, z którą rzekomo ma rywalizować „Wiedźmin”, poznawaliśmy bohaterów w akcji, rozmowach z innymi postaciami, a jak już się nie dało inaczej, to w krótkich retrospekcjach. Jeśli chodzi o fantasy, właśnie takie podejście przesądza o sukcesie. Inaczej się z tego robi gabinet figur woskowych i dokładnie taki efekt, ogromnym wysiłkiem i nakładem finansowym, udało się osiągnąć Netflixowi. Pomijając już, że niektóre sceny, na przykład z driadami, przypominają szkolne przedstawienie „Piotrusia Pana”, bo nawet nie Teatr Telewizji.

Kolejnym strzałem w stopę jest wyznaczenie orientacyjnej daty premiery drugiego sezonu na wiosnę 2021 roku. Sory, ale takie rzeczy można robić tylko w sytuacji, gdy pierwszy sezon olśniewa tak, że wszyscy będą czekać jak na szpilkach. Twórcy „Sherlocka” kolejne serie wypuszczali nieregularnie i chimerycznie. Napięcie tak rosło, że podczas wizyty Davida Camerona w Chinach w 2013 roku tamtejsi dziennikarze błagali, by kazał BBC kręcić szybciej.

Można budować takie napięcie, ale trzeba mieć na czym. Niestety, w przypadku „Wiedźmina” dużo bardziej prawdopodobne wydaje się, że ludzie zapomną niż że będą z utęsknieniem czekać. Mnie to osobiście boli, bo po pierwsze czułam patriotyczną dumę z faktu, że polski produkt wszedł do światowej ligi (mam na myśli powieści, bo, o ile mi wiadomo, w dziedzinie gier komputerowych wymiata od dawna), po drugie jest to kawał pierwszorzędnego fantasy, a po trzecie, jest poniekąd wywrotowy. Sapkowski, na totalnym luzie, kwestionował jedynie słuszną koncepcję świata fantasy ustaloną 65 lat temu przez T.R.R. Tolkiena.

Jako bodaj jedyny dotąd autor fantasy, wziął pod uwagę pazerność, głupotę i egocentryzm rodzaju ludzkiego, który dużo chętniej utopi w morzu krwi inne rasy niż skorzysta z ich wiedzy i doświadczenia. Zapewne pomogła mu w tym przynależność do najtępszego narodu na Ziemi. To nie jest moje osobista opinia, tylko fakt. Zwiedziłam większość krajów na świecie i w każdym sprawdzam, jak działa miejscowa telewizja. Wszędzie: w Wietnamie, Kostaryce, na Sri Lance, w Maroku (gdzie analfabetyzm sięga 30%) zagraniczne filmy są emitowane z napisami. Polska jest jedynym znanym mi krajem, gdzie lektor musi czytać jak dziecku.

Więc jeśli piszę, że Polacy są najtępszym narodem na świecie, podaję oficjalne dane. Państwo Elbanowscy dodatkowo to potwierdzili, ogłaszając wszem i wobec, że polskie dzieci są za głupie, żeby iść do szkoły w wieku sześciu lat.

O Skylwalkerach będzie następnym razem, bo się zdenerwowałam…

CDN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *