Czasem pojawia się nieprzeparta pokusa, by sprzeniewierzyć się Tuwimowi i przekręcić jakieś słowo, nawet jeśli wiadomo, że przekręcone znaczy coś zupełnie innego.
“I takiego łososia zabili… łosia znaczy” – biadolili bohaterowie “Dzikiego białka”.
Ja mam taki problem z fuksją. Moim zdaniem czegoś w niej wyraźnie brakuje.
Fuksję przemianowałam więc na fluksję. Odmienia się tak samo, czyli kolor jest fluksjowy. Fluksji nikomu nie życzę, bo to podobno ból nie do wytrzymania, ale jako kolor ma swój urok. Z różowopochodnymi trzeba generalnie uważać. Małe dziewczynki wyglądają w nich słodko, te takie bardziej wyrośnięte też, ale w okolicach 40-tki z pastelami robi się problem, bo zaczynają postarzać. No chyba że komuś zależy na efekcie brytyjskiej królowej oraz jej świętej pamięci mamy.
Dla mnie rezygnacja z pastelowego różu nie była łatwa. Przez wiele lat byłam przekonana, że tylko ten kolor sprawia, że nie wyglądam jak topielica po ekshumacji, a nawet nabieram jakiejś ludzkiej barwy. Cóż, to nie mogło trwać wiecznie. W pewnym momencie zaczęłam wyglądać jak ktoś, kto pożyczył ciuchy od nastoletniej córki i ma nadzieję, że wezmą go za dwudziestolatkę. Ale sentyment pozostał. Oczojebna fluksja jest więc pewnego rodzaju kompromisem.
Jako osoba zachowawcza i niepewna swojego gustu, nie porywam się na ryzykowne zestawienia. Zycie 40-latki rządzi się jednak innymi prawami niż katłoki czy starannie odpicowane w photoshopie sesje zdjęciowe z udziałem Doutzen Kroes czy innej wychudzonej piękności. Jeden intensywny kolor w zupełności zaspokaja moją potrzebę bycia zauważoną, właściwie nawet w nadmiarze. Dodatkiem limonki, pomarańczu czy jaskrawej żółci mogę się nasycić estetycznie oglądając zdjęcia i to by było na tyle.
Więc łączenie tylko z czernią. Bezpiecznie i zachowawczo.
sukienka Max&Co, buty Bronx, kuferek Chloe
Jedno muszę przyznać – fluksja jest zaliczana do kolorów energetycznych i nie bezpodstawnie. Nie wiem, na czym to polega, ale rzeczywiście po założeniu tej sukienki czuję jakiś przypływ sił witalnych, nawet chodzę szybciej, co nie jest łatwe na tych obcasach. I miewam pomysły, których normalnie nie rozważałabym mając takie obuwie na nogach. Na przykład żeby pójść do strefy kibica na mecz. No po prostu kiecka zmienia mnie w Ms Hyde. Dlatego ją reglamentuję. Nie chciałabym zostać przyłapana na mordowaniu Bogu ducha winnych staruszków na ulicach XIX-wiecznego Londynu.
P.S. Przedstawiono mi niedawno szereg zarzutów dotyczących szczucia nogami. No miejcie Boga w sercu! – jak człowiek nie może zaimponować intelektem, gustem, wyrafinowaniem, obyciem kulturalnym czy jakąkolwiek inną zaletą, no to trudno, łapie się jak tonący brzytwy. Szczucie nogami też ma swoją – niezbyt długą – datę przydatności.
3 komentarze
Zakladka
Kolor f(l)uksji ma fuksja zwana ułanką- kwiatek taki. Co w sposób naturalny wyjaśnia energetyzujące działanie koloru- wkładasz i twoja fantazja robi się ułańska. Może faktycznie uważaj, bo przeczytamy o grasującej z szablą po Warszawie 🙂
bei
🙂
Kroj sukienki bardzo wygodny,(i bardzo ladny), nie trzeba non stop wciagac brzuszka:)-
(mowię o sobie, niestety mam tak, ze mimo niedowagi oponka zawsze lubi wyskoczyc, i to wtedy, gdy zamierzam pokazac, ze w koncu brzuch wyplaszczył się:)
Kolor- Tobie jest w nim bardzo ladnie, ja w podobnym mam tylko jeden top i boję się więcej.
Moje fuksje na tarasie są jakies takie ostrzejsze w wybarwieniu, topik rownież.
POZDRAWIAM:)
czekolada72
Ha! moja fuksja jest biała…..