Życie

Matka Mesjasza

Z Mesjaszami jest obecnie taki kłopot, że o ich cudowności przekonana jest głównie – i często wyłącznie – najbliższa rodzina. Jest to sytuacja mało komfortowa, gdyż każdy, kto choćby pobieżnie zapoznał się z dziejami religii, zdaje sobie sprawę, że nie poparty rzeszami wyznawców mesjanizm można co najwyżej o kant dupy potłuc. Stąd zapewne bierze się u rodziców Mesjasza silna potrzeba nawrócenia niewiernych. Nie widzo cudowności? Chuj, zrobimy tak, że zobaczo.

Odbywa się to metodami tradycyjnymi, osadzonymi mocno w historii wojen religijnych, czyli raczej ofensywnie. Zwykle nie obywa się bez ofiar. Ofiarami w warunkach polowych padają z reguły pary w średnim wieku, które już wychowały Ojczyźnie pełnowartościowego podatnika, wydały kupę kasy na farbę maskującą powstałą w tym procesie siwiznę i żyją w ułudzie, że najgorsze już za nimi. Rodzice Mesjasza potrafią dość szybko uświadomić im, że niebałdzo.

Ich taktyka genezę swą wywodzi z konspiracji. Wybierając się do restauracji, hotelu czy przywdziewając w najlepszej wierze kostium kąpielowy i klapki celem zrelaksowania się w strefie spa, z początku nie podejrzewamy, co nas tam czeka. A tam już się czai Mesjasz z rodzicami.

Z tym, że nie od razu jest to takie oczywiste. Konspira nauczyła rodziców Mesjasza mimikry, więc na pierwszy rzut oka sprawiają oni wrażenie zwykłej rodziny. Z czasem jednak odsłaniają karty.

Niedawno przeprowadziłam przedmiotowe badania w terenie, oczywiście nie z własnej inicjatywy, gdyż ponad wszystko cenię święty spokój. Badania wyszły przypadkiem, a ich terenem była restauracja, taka z zadęciem bardziej i dość kosztownym menu, zawierającym wypindrzone potrawy – tu glazurowana marchewka, tam girlanda z sosu, takie klimaty. Przy stoliku obok rodzice z córką lat około trzech. Ojciec nieobecny myślami zaś matka nie była zwykłą matką. Ani nawet Matkąpolką. To była po prostu Matkaboska, bez dwóch zdań. Doskonale orientująca się, jak wiele zawdzięcza jej ludzkość i potrafiąca ten dług zwindykować. Jednego kelnera zatrudniła do podgrzewania butelki ( ze smoczkiem a jakże), drugi ganiał wymieniać potrawy, bo bylo za dużo marchewki, dziecko nie lubi, wiec trzeba wymienić na brokuly, wszystko źle przyprawione i temperatura nie taka. Myślę sobie – widocznie wychowują dziecko na smakosza, ich prawo – knajpa z zadęciem, klient placi, klient wymaga. Po czym jak już wszystko bylo dopracowane pod względem składu i temperatury Matkaboska pokroiła wszystko na kawalątki, z takim poświęceniem, że musiała wstać i przesunąć mojego męża, żeby mieć zamach nożem, wymiąchała na breję, do złudzenia przypominającą niedzielny obiad, który przygotowuję psu z resztek, po czym odesłała do kuchni, żeby podgrzali, dzięki czemu skladniki straciły do cna swoją integralność i nakarmiła tym córkę. Na moje oko mała nie miała za bardzo możliwości kapnąć się, że konsumuje coś innego niż papkę Gerbera. Po czym dziecko zostalo puszczone samopas, tak się złożyło, że pod nasz stół. Z tej eskapady pozostały mi tluste odciski rączek na kolanach spodni i żaden Vanish tego nie czyści.

Wnioski nasunęly mi się dwa. Po pierwsze pewne aspekty mesjanizmu pozostają niezmienne od czasu Zwiastowania, mam na myśli wyautowanego ojca. Po drugie -znam kilku dorosłych Mesjaszy, którzy przez całe życie świetnie się zapowiadali i  rodzina zapartym tchem oczekiwała, że lada moment kogoś uzdrowią, albo przynajmniej zamienią wodę w wino. Obecnie mają czterdziestke na karku, pokaźny brzuch, łysinę i nadal świetnie się zapowiadają. Jeśli chodzi o osiągnięcia to do perfekcji opanowali sztukę zamieniania pieniędzy w wino, a jeszcze lepiej w coś mocniejszego.

Ja, po konfrontacji bezpośredniej z małoletnim Mesjaszem także, pozwolą Państwo, sobie nie odmówię.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *