Tydzień temu w Harlow doszło do tragedii, która nigdy nie powinna była się wydarzyć. Skatowany Polak zmarł w szpitalu, a zatrzymani nastoletni sprawcy pobicia ze skutkiem śmiertelnym zostali wypuszczeni do domów za kaucją.
Kto tylko mógł, wyraził żal i skruchę z powodu tego, co się stało. Zorganizowano masz milczenia, a polski Minister Spraw Zagranicznych oświadczył mocno, że „nie ma zgody na ksenofobię”. Że tak po zagranicznemu zapytam: rily?
Szczególnie mocno oburzył się najlepszy sort Polaków, który dość chętnie zasila szeregi brytyjskiej polonii. Sama najczystsza sól polskiej ziemi, kultywująca najbardziej partiotyczne z możliwych tradycje, duchowi spadkobiercy Romana Dmowskiego, jedynego prawdziwego papieża i żołnierzy wyklętych w obecnie obowiązującej komiksowej wersji historii. Sort dlatego najlepszy, że nie wstydzący się swoich korzeni, wstający właśnie z kolan, z gotową receptą na uzdrowienie zmurszałych europejskich struktur i wskrzeszenia prawdziwego chrześcijaństwa w rydzykowo – terlikowskiej wersji, nie zaś tej masońsko przeintelektualizowanej franciszkańskiej. Sort, który zdaje sobie sprawę z tego, że tożsamość europejska przetrwa jedynie dzięki wychowaniu dzieci przez bicie, trzymaniu psów na krótkich łańcuchach, a bab w kuchni, paleniu śmieciami, wyrżnięciu wszystkich lasów, seksistowskim i rasistowskim dowcipom i przymusowemu nadaniu polskiego obywatelstwa Matce Boskiej, która, jak wszyscy wiedzą, nie była żadną Żydówką tylko rodowitą góralką z Podhala. Czyli wyznający poglądy, najdalsze masońsko – lewackiemu skurwieniu, z udziałem wegetarian, rowerzystów, homoseksualistów, feministek i księdza Bonieckiego.
Sort, który nie lękając się, podnosi głowy i jest gotów walczyć z finansowanym przez Sorosa spiskiem, przy otwartej przyłbicy, ale na brytyjskim socjalu.
Po tragedii w Harlow wszyscy zadają sobie pytanie: co poszło nie tak? Dlaczego ofiarą nie padł jakiś „ciapaty”, „brudas”, „arabus”, względnie „parch”, zwłaszcza gdy wiadomo, że takim to się nawet należy. Przecież pod każdym względem się od tej hołoty różnimy. Naszą religią jest polskizm, luźno powiązany, ale jednak, z chrześcijaństwem. Mnożymy się, jeśli mamy dobry socjal, nasze bachory sikają po parkach, a psy srają w krzakach, nie asymilujemy się ze rdzenną ludnością, nie uczymy się języka kraju, w którym mieszkamy i w ogóle staramy się zachowywać, jakbyśmy nigdy nie opuścili Warki. Baby trzymamy w kuchni, portret Jana Pawła II na koronkowej serwetce na telewizorze, bachory puszczamy samopas na korytarz, żeby innym wrzeszczały, a psa zamykamy w mieszkaniu na 10 godzin, nic się sąsiadom nie stanie, jak trochę im powyje, skoro i tak są przyzwyczajeni do wrzasku naszych dzieci. Swoją plemienną przynależność pielęgnujemy, upijając się z kumplami w piątkowy wieczór i opowiadając kawały o blondynkach. Nasze kobiety nie oddają czci panu ubierając się burki, lecz przy pomocy tipsów, platynowych doczepek i spódnic, które łatwo pomylić z paskiem. Przy czym chodzi o pana, rozwalonego z butelką piwa przed telewizorem, bo od jego humoru zależy byt całej rodziny. Starannie urządzamy wnętrza, dbając o obfitość dywaników, na desce sedesowej też musi być jakiś frotte obecny.
No po prostu jak można nas pomylić z hordą nieokrzesanych uchodźców, mnożących się na dobrym socjalu, odmawiających asymilacji, nie uczących się języka, trzymających baby w kuchni, a bachory na korytarzu, kultywujących swoje plemienne obyczaje na dywanikach i zachowujących się tak, jakby nigdy nie opuścili Aleppo?
Po tragedii w Harlow najlepszy sort zastygł w stuporze, niezdolny poukładać sobie związków przyczynowo-skutkowych, w głowę zachodząc, jak to się mogło stać, że my tu, w Polsce, możemy wnioskować pod sztandarami i na mszach na Jasnej Górze, o „Polskę dla Polaków”, a Brytyjczycy też mogą analogicznie? Przebóg, do czego to doszło? Czyli, poukładajmy to sobie, ktoś może nas, subtelnych intelektualistów, uznać za element niepotrzebny, prymitywny, a nawet zawszawiony? To się normalnie w głowie nie mieści. Ta narracja jest zarezerwowana dla zupełnie kogoś innego. Przecież wiadomo, że jeśli nawet się kłócimy, w końcu każdy ma swoje nerwy, to wyłącznie o to, czyja matka przeczytała więcej dzieł Miłosza. Kłopot w tym, że na Wyspach nie trafiliśmy na mieszkańców Downton Abbey tylko na ludzi, którzy także mają swoje nerwy i właśnie powstali z kolan w breksickim referendum.
W 1948 roku jedna z moich ulubionych pisarek, Shirley Jackson opublikowała opowiadanie pt. „Loteria”. Przedstawia w nim dystopijną społeczność, która dla uzyskania lepszych plonów i ogólnego dobrobytu, corocznie przeprowadza pewien rytuał. Podczas festynu, sąsiedzkiego spotkania, z pogawędkami i dobrym jedzeniem, odbywa się tytułowa loteria. Wszyscy wierzą, że jej wynik przesądzi o dobrostanie mieszkańców na kolejny rok, chociaż chodzą słuchy, że w okolicznych wioskach zaprzestano tej tradycji, co wywołuje powszechne oburzenie.
W loterii zostaje wylosowana osoba, którą rodzina i sąsiedzi ukamienują na śmierć. Synkowi wylosowanej kobiety, gdyż jest zaledwie kilkulatkiem, życzliwi sąsiedzi sypią kamyczki do rączek, by nie zmęczył się zanadto, uczestnicząc w kamienowaniu matki. No ale najważniejsze, że jak tylko ofiara zostanie spełniona, wszyscy pogrążą się w luksusie. Myślę, że, przy obecnym poziomie populizmu, warto się na to przygotować. Na kogo wypadnie, na tego bęc.
2 komentarze
Ewa Oranowska-Wróbel
Droga Ewok! Ten post-felieton wyrwałaś mi z duszy, serca i ust. Niestety ci, którzy powinni nie czytują ani “Polityki”, ani “Gazety Wyborczej” za którą raz byłabym pobita laską przez starszego, nobliwego pana na warszawskim Żoliborzu… Pewnie prawdziwy Polak pierwszego sortu bo kupował “Gazetę Polską”. Innym razem koleżanka, tak jak ja pilnująca obrazów w Muzeum Narodowym za tę samą gazetę splunęła na mnie… Więc ci wszyscy co powinni nie czytują też dobrych blogów ani mądrych wypowiedzi na fb… Przepaść między nami a nimi zwiększa się coraz bardziej…. Zapraszam Cię na stronę Polska@Mury runą, runą, której jestem współzałożycielką
A.
Znowu samo sedno! Dziękuję.