Chyba każdy potrafi wymienić kilka miejsc, o których wiadomo tylko, że są. I że odegrały rolę. Np. Warka. Wiadomo o niej, że została zniszczona podczas walk o przyczółek warecko – magnuszewski, można koło niej przejechać w drodze na Lublin, a obecnie nazwa miasta kojarzy się głównie z marką piwa. A był ktoś kiedyś w Warce? Latwo mi się mądrzyć, bo ja akurat tak.
Podobną rolę spełnia najwyraźniej Poczdam. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się widzieć tak pustego miasta, stąd mój wniosek, że większość ludzi tamtędy głównie przejeżdża. Z pewnością ma to coś wspólnego z atrakcyjnością pobliskiego Berlina. Poczdam wydaje się pełnić rolę brzydszej koleżanki, na której tle stolica błyszczy. A tymczasem sam jest stolicą, wprawdzie tylko Brandenburgii, no ale zawsze. Być może ten status chroni go przed wchłonięciem przez Berlin. Rola brzydszej koleżanki też wypada problematycznie, gdyż miasto jest przepiękne. Tylko puste przeraźliwie. Mam na myśli – naprawdę puste:
Poczdam okazał się największą niespodzianką wycieczki. Początkowo w ogóle nie mieliśmy zamiaru do niego wstępować. Szukając palcem po mapie miejsca, w którym moglibyśmy się przespać w drodze do domu, nie ładując się bez sensu w centrum jakiegoś dużego miasta, zatrzymałam się na nazwie, która cokolwiek mi powiedziała. Miejsc noclegowych na booking było odchuja. Większość w przedwojennych pałacykach, przekształconych w hotele.
Jak się okazało na miejscu, większość Poczdamu składa się z willowych uliczek, tonących w zieleni. Między nie zostały wkomponowane części reprezentacyjne miasta w postaci sterylnie czystych deptaków i rozległych placów. Pod względem architektonicznym nie widziałam jeszcze równie idealnego miasta. Po prostu tak jakby ktoś nakreślił perfekcyjny projekt, równoważący części wspólne i prywatne, łączący w doskonałych proporcjach budynki i zieleń i potem zrealizował go bez jednej wpadki.
Z tego, co doczytałam, Rosjanie mieli spory problem estetyczno- ideologiczny z tym nagle zdobytym skarbem. W wyniku traktatu poczdamskiego, miasto trafiło pod ich czułą opiekę. Z jednej strony ciężko im było patrzeć na burżuazyjne budowle, z drugiej jednak, nawet oni nie oparli się ich urokowi. Stanęło na budowie paru paskudnych blokowisk, które jednak da się omijać wzrokiem. Poczdam jest pierwszym znanym mi miastem, które przetrwało okupację radziecką bez szpecących historyczne centrum betonowych plomb. Można powiedzieć, że uciekł spod buldożera.
Poczdam jest oczywiście znany z konferencji, oficjalnie kończącej II Wojnę Swiatową. Traktat NIE został wszakże podpisany w Sansoussi, co już nie jest takie oczywiste, lecz w Pałacu Cecylii.
Bardzo żałuję, że w Poczdamie spędziliśmy tak niewiele czasu, bo na pewno jest to miasto, mające wiele do zaoferowania. W galopie przebiegliśmy rozległe ogrody Sansoussi, które na szczęście okazały się znajdować tuż obok naszego hotelu.
I tu znów zaskoczenie. Na teren ogrodu weszliśmy niejako od góry. Obejrzeliśmy pałac, no pałac jak pałac. Głównie widać, że zółty. Poniżej ogród. No, jak ogród. Z fontanną.
Dopiero kiedy zejdzie się na sam dół i spojrzy do góry, sprawa staje się jasna:
W parku znajduje się zresztą więcej budowli, które wyglądają tylko od dołu:
Na dodatek, jak poniewczasie doczytałam, w Poczdamie znajduje się firmowa piwiarnia Augustinera. No mówię, że trzeba tam wrócić.