Nigdy nie ukrywałam, że moje życie obfituje w uczuciowe trudności. Czy chodzi o jedzenie, czy spodnie typu bojówki czy o rękodzieło dziewiarskie, bywa ciężko. No, widać taka karma.
Moje relacje z Woody’m Allenem także nie należą do prostych. Ledwo się nabierze nadziei, że idzie ku dobremu, gość wywija kolejny numer, po którym ręce opadają i w ogóle wszystko.
No ale bezpieczniej może skoncentrować się na twórczości. Osobiście uważam Allena za jeden z piękniejszych umysłów XX wieku. Zdaje się nie podlegać żadnym ograniczeniom. Tam, gdzie u większości ludzi występuje jakaś bariera, po której dalsze rozwijanie tematu wydaje się niemożliwe, Allen dopiero się rozpędza. Biblijny dramat Hioba, wygląda według niego tak, że „uczynił Pan dwie kamienne tabliczki i zatrzasnął je na jego nosie. A gdy ujrzała to żona Hioba, zapłakała. I wysłał Pan anioła miłosierdzia, by natarł jej głowę młotkiem do polo, i z dziesięciu plag zesłał Pan od pierwszej do szóstej włącznie, i Hiob był rozdrażniony, a jego żona wściekła i wtedy podniesiono czynsz, ale odmówiono malowania.” (Woody Allen „Bez piór”)
Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, a Woody, moim zdaniem, kończy się na Tajemnicy morderstwa na Manhattanie.
Z drugiej strony moja Mama twierdzi, że Allen już wprawdzie nie ten co kiedyś, ale na te półtorej – dwie godziny zawsze mu się jakiś dowcip uda.
No więc jeśli chodzi o Casanovę po przejściach to może warto zacząć od tego, że jak na film dyplomatycznie reklamowany jako „Woody Allen najśmieszniejszy od lat” to on w ogóle nie jest Allena. Za scenariusz, reżyserię i główną rolę odpowiada John Turturro. Wkład Allena ogranicza się do tego, że ponoć „dużo improwizował na planie”.
Postanowiłam ten film obejrzeć, zachęcona recenzjami, a głównie faktem, że Polityka dała 2 gwiazdki, a Paweł Felis – 5 i to dokładnie z tego samego powodu.
Chodzi o aspekt wylinienia. Różnica tkwi w interpretacji. Tam, gdzie jedni dostrzegają ciepłą nostalgię, inni widzą powtarzalność ogranych chwytów.
Punkt wyjścia wydaje się interesujący. Woody, grający właściciela nowojorskiego antykwariatu, z powodów finansowych jest zmuszony zamknąć prowadzony całe życie biznes. Delikatne przytyki w stronę współczesności, niedoceniającej literatury, a być może w ogóle o niej już nie pamiętającej, uchodzą od jakiegoś czasu za łatwe sito, po które sięgają twórcy filmowi, chcąc oddzielić ziarno od plew. Czyli czytelników od zjadaczy popcornu. Tym drugim zawsze można powiedzieć: sorry, nie poznałeś się na filmie, ciekawe czemu, może dlatego, że jesteś analfabetą. A tym drugim, choćby z wdzięczności, powinno się spodobać. W końcu czym byłoby życie bez małych przyjemnostek w rodzaju poprawienia sobie samopoczucia czyimś kosztem? W pakowaniu wieloletniego dobytku antykwariuszowi pomaga jego przyjaciel Fioraviante, który też finansowo cienko przędzie, aktualnie pracuje w kwiaciarni. I jak ten Deus z machiny spada na księgarza myśl, by kolegę przekwalifikować na faceta do towarzystwa. A konkretnie do seksu. Sytuacja wydaje się sposobna, bo pewna rozczarowana małżeństwem biznesłomen i jej ponętna przyjaciółka szukają właśnie kogoś to trójkąta. Ma być higienicznie, dyskretnie i z klasą.
Nieśmiały florysta, spędzający godziny na czułej pielęgnacji egzotycznych roślin, wydaje się pasować jak mało kto. No i wszystko pięknie, panie nie zawiodły, co, biorąc pod uwagę, że jedną gra Sharon Stone, a drugą Sofia Vergara, byłoby trudne, ale w tym momencie wkracza ideologia.
Bo, jak się okazuje, w seksie nie może chodzić o seks. Film tylko udaje wyzwolony i opierający się stereotypom, a w gruncie rzeczy jest starą opowieścią o Królewnie, obudzonej pocałunkiem.
Królewnami są po trosze wszyscy bohaterowie, ale najbardziej Fioravante. Królewicza, który jest jednocześnie królewną, znajduje w osobie ortodoksyjnej żydówki z Brooklynu i może dałoby się to jakoś obronić, gdyby nie grała jej z wdziękiem krzesła Vanessa Paradis. Słowo daję, że jedyny przebłysk życia udało mi się w niej dostrzec, jak jedzie taksówką. Od wielkiego przeboju Vanessy minęło 27 lat, przez ten czas sporo się wydarzyło. Być może Paradis gra jak krzesło dlatego, że nie spodobało jej się, że dwóch frustratów uważa ją za jedną z nich tylko dlatego, że facet porzucił ją dla 28-letniej biseksualistki. To całkiem możliwe, bo Woody niejednokrotnie pokazał, że potrafi unurzać się w bagienku show – biznesu i obsadzać aktorów podług tego, co im się akurat w życiu dzieje, więc jeśli miał wpływ na casting to czemu nie. Jeśli tak rzeczywiście było to nie winię Paradis za tę małą dywersję.
Do pary ma Allena, który, o co w sumie ciężko mieć do niego pretensje, jest jaki jest. Czyli taki jak zawsze, tylko to trochę zaczyna drażnić. Najwyraźniej Turturro jako reżyser miał dla niego tylko takie zadanie, by zagrał Woody’ego, grającego antykwariusza łamane przez alfonsa. No i rzeczywiście sprostał. Plus parę łatwych gagów, akcentujących jego ambiwalentną religijność, co też trochę się już opatrzyło i osłuchało, zwłaszcza od czasu, gdy sam wyznał, że „zaczynał od judaizmu, ale z wiekiem przeszedł na narcyzm”.
Więc polski dystrybutor trochę przekłamał chwaląc się „Woodym najśmieszniejszym od lat”. Bardziej prawdziwie byłoby napisać: „Woody śmieszny jak przez lata”.
Gorzej z samym twórcą filmu, czyli Johnem Turturro. Kryzys wieku średniego różnie się przeżywa, ale czy od razu trzeba robić film o przesłaniu „stary lecz jary”? Troszku to rozpaczliwcem zaciąga.
Jedyne, co na pewno dobrego mogę powiedzieć o tym filmie to, że ucieka od oczywistego rozwiązania. To jest ten niuansik, który ratuje go od szufladki z komediami romantycznymi. Mizernie, no ale zawsze.
“Casanova po przejściach” USA 2013 (Fading Gigolo). Reż. John Turturro. Aktorzy: John Turturro, Woody Allen, Vanessa Paradis, Sharon Stone, Sofia Vergara, Liev Schreiber
Jeden komentarz
czekolada72
Dobrze, jak sie wczesniej poczyta o ortodoksyjnym chasydyzmie, zwlaszcza o chasydzkich kobietach 🙂