Przyznałam się kiedyś, że odczuwam pewną wstydliwą słabość do ogrodów zoologicznych. Nie jest to coś, z czego jestem jakoś szczególnie dumna. Oglądanie zwierząt w niewoli jest tylko o małe oczko wyżej niż oglądanie zwierząt w cyrku, a dla purystów w ogóle chyba nie ma różnicy. Mogę się tłumaczyć tylko zaszłościami z dzieciństwa, kiedy to w najśmielszych snach nie podejrzewałam, że kiedykolwiek znajdę się na karku słonia czy będę trzymać tygrysa na kolanach. No i jakoś tak mi się zrobiło, że mimo różnorakich kontaktów ze zwierzętami w sposób inny niż przez kraty, regularnie ciągnie mnie do ZOO.
Zdobyłam w tym zakresie niejakie doświadczenie i w pewnych granicach umiem porównać warszawski Ogród z na ten przykład wiedeńskim, berlińskim albo Loro Park. Zawsze niestety na niekorzyść warszawskiego. Ale powoli muszę zacząć weryfikować surową opinię, bo od mojej ostatniej bytności mnóstwo zmieniło się na korzyść. Nie przypuszczałam, że warszawskie ZOO stało się takim potentatem jeśli chodzi o ilość zwierząt. Obecnie mamy 4 tygrysy, tyle samo lwów, 5 żyraf, 3 słonie, 3 nosorożce, w tym jednego pancernego urodzonego w niewoli, oraz dwa całkiem nowiutkie wybiegi : dla szympansów oraz goryli. Goryle wprawdzie były nieobecne, jednak przypuszczam, że gdyby były, nie miałyby powodów do narzekań, bo wybieg wypas, plus ogromna część pod dachem, z wszelkimi wygodami, wliczając hamaki. Całość sprawia wrażenie co najmniej pięciokrotnie większej niż w Loro Park, szympansy mają takie same luksusy. One akurat wystąpiły dziś przed publicznością, czyli konkretnie mną i mamą z dziewczynką w spacerówce.
Niewątpliwą zaletą zwiedzania ZOO wczesnym popołudniem dnia powszedniego jest kameralność doznań. Wręcz nawet zwierzaki sprawiają wrażenie spragnionych widzów i pozują niemal jak lew Alex z “Madagaskaru”.
You talkin’ to me?
Rzecz jasna, sporo jeszcze zostało do zrobienia. Tygrysy zostały na tym samym wybiegu, co dotąd, z tą różnicą, że teraz jest ich 4. Biorąc pod uwagę, że na wolności wyznaczają terytorium na obszarze od 40 do 100 km. kw. i nie lubią się widywać zbyt często z kuzynostwem, w ZOO z pewnością czują się klaustrofobicznie. Niedźwiedź polarny także nie sprawia wrażenia zachwyconego swoim lokum, sądząc po minie:
Hipopotamy w swojej malutkiej sadzawce czują się, jak przypuszczam, równie komfortowo jak dorosły człowiek, próbujący nurkować w nadmuchiwanym baseniku dla dzieci
Jednak, patrząc po dokonanych już inwestycjach, jest nadzieja, że sprawy będą się rozwijać w dobrym kierunku. Obecnie trwa remont akwarium. Budynek gadów jest już po, krokodyle dostały dżunglę z tropikalnym klimatem, nieźle też czują się ptaki w “sali podniebnych lotów”, bo zachowują się dość bezpośrednio, mała papużka zrobiła sobie przystanek na mojej głowie.
Przede wszystkim jednak o tej porze roku warszawskie ZOO wygląda przepięknie. To była dobra decyzja, by po rozważaniach, co zrobić z tak pięknie rozpoczętą jesienią, zdecydować się na wizytę.
Bocianom też się spodobało, bo zamiast pakować się do wyjazdu, stoją i debatują. Zebranie odbywa się na wolnym wybiegu, więc mogą odlecieć, kiedy chcą. Na razie nie chcą.