Perła uzdrowisk, Nałęczów to, jak wynika z wikipedii, jedyne aktualnie miejsce o profilu stricte kardiologicznym. Przyjeżdżają tam pacjenci z nadciśnieniem tętniczym, po zawałach i z chorobami układu krążenia. Tak jest w teorii. W praktyce Nałęczów chwali się także tym, że potrafi postawić na nogi osoby ze schorzeniami ortopedycznymi. Metody, którą stosuje, nie zawahałabym się nazwać oryginalną i nowatorską. W Nałęczowie miażdżycę i jęczące stawy leczy się słodyczami.
W Parku Zdrojowym jest oczywiście obowiązkowa pijalnia. Żeby nikt nie przeoczył, widnieje nawet szyld z wielkim napisem PIJALNIA. Rzeczywiście kilka lat temu znajdowała się tam pijalnia wód. Obecnie – pijalnia czekolady firmy Wedel. Wody zostały wstydliwie zepchnięte do oficyny, do której nie tak łatwo trafić, a samo wejście kosztuje. Do Wedla za to można wchodzić za darmo. Muszę przyznać, że zrobiono naprawdę sporo, by zniechęcić kuracjuszy do wody i przeorientować ich na czekoladę. To z pewnością wszystkim pomoże. Nie ulega wątpliwości, że parę kilo więcej musi się okazać zbawienne dla stawów i zapchanych żył. Na pewno tylko na to czekały.
Na terenie Parku Zdrojowego co krok można przyswoić kolejną porcję kalorii. Jak nie czekoladę, to frytki, jak nie frytki to gofry, a na deser lody suto oblane czekoladą. Każdy ogródek serwuje takie zdrowotne rarytasy, a w bramach dodatkowo są cukiernie. Jak można wywnioskować, program leczniczo – dietetyczny działa. Po wyjściu poza teren Parku oferta okazuje się zasadniczo ta sama. Niemal każdy pensjonat szczyci się własną kawiarnią, a pomiędzy nimi upchnięte są kolejne cukiernie oraz budki z lodami i goframi. Na każdą kieszeń. Jak dla kogoś kawiarnia jest za droga, to zawsze może sobie kupić lody na wynos i skonsumować na ulicy. Wypadnie taniej, a zysk dla zdrowia porównywalny.
Jeśli ktoś nie przepada za słodyczami, a jest to akurat mój przypadek, czuje się jak porzucona sierota, bo okazuje się, że aby zjeść coś, co nie jest słodkie albo smażone w głębokim tłuszczu, trzeba się trochę nachodzić.
Jest wprawdzie restauracja o nazwie Karczma Nałęczowska, która próbuje jechać na opinii Kuchennych Rewolucji, jednak na miejscu okazuje się, że jak przewidział Danton, rewolucja pożarła własne dzieci, a już na pewno podgrzybki z mojego ragout z daniela.
Przed wyjazdem do Nałęczowa obejrzałam ponownie odcinek programu, poświęcony Karczmie Nałęczowskiej, poglądowo, żeby się zawczasu ukierunkować. Daniel w podgrzybkach był w programie koronnym daniem restauracji. No właśnie, był. Obecnie funkcjonuje w postaci mało apetycznej papki, serwowanej z zachowaniem najlepszych geesowskich tradycji, która nawet rozebrana na czynniki pierwsze nie wykazuje obecności podgrzybków. Nie jestem pewna, czy wykazuje obecność daniela, ale to są kwestie, w które lepiej zbytnio nie wnikać. Patrząc na zdjęcie, sama zachodzę w głowę, co też mi strzeliło do łba, żeby to w ogóle zjeść. Człowiek ma jednak w sobie ten niezrozumiały dryg do heroizmu.
Pod względem kulinarnym z pewnością nie była to podróż mojego życia. Nałęczów ma oczywiście wiele innych zalet, ale ponieważ z reguły myślę żołądkiem, przede wszystkim chciałam wyjaśnić tę sprawę. Jeśli ktoś nie lubi słodyczy to raczej nie ma sensu nastawiać się na ekstra wyżerkę. O pozakulinarnych zaletach uzdrowiska napiszę w kolejnym odcinku.
2 komentarze
hallucination
Pieknie napisane wiec czekam z niecierpliowscia na cd. 🙂
Dla mnie to piekne wspomnienia. Na drugim zdjeciu moje ulubione miejsce kulinarne, ale tez przystanek kiedy jezdzilam motorkiem…. Znalazlam tam kilka prostych nieslodkich dan, ale wszystko moglo sie zmienic od zeszlego roku.
Osobiscie wolalam byc dopieszczana kulinarnie w Naleczowie niz w Kazimierzu Dolnym. Tym bardziej, ze wole nature od architektury 😉
pzdr
hallucination
czekolada72
Pozwole sobie zauwazyc, ze leczenie wszelkich mozliwych schorzen, takze otylosci, przy uzyciu slodyczy i zjelczalego tluszczu – jest aktualnie wszechobecne w praktycznie wszystkich uzdrowiskach…