Dobra, wiem, że to już się robi nudne. Trudno, zaobserwowałam, że się z wiekiem radykalizuję. Patriotycznie w sensie. Mam znajomego, który od lat idzie w zaparte, że najładniej to jest w Polsce i po co jeździć gdzieś dalej, skoro tu wszystko jest. Przez te lata, kiedy on to mówił, ja wyjeżdżałam za granicę. W tym roku znajomy zachwyca się empirycznie Chorwacją, a ja Doliną Rospudy. Zaczynam się poważnie obawiać, że zamieniliśmy się osobowościami i skończę jako prenumeratorka “Sieci”. Pocieszam się jednak, że moja miłość do Augustowa pozostaje niezmienna od ponad 20 lat, więc to już chyba podpada pod cechę osobniczą, nie podlegającą fluktuacjom.
Dolina Rospudy istniała sobie cichutko tuż koło Augustowa od zawsze. Pies z kulawą nogą się nią nie interesował, no może z wyjątkiem Adama Wajraka, aż 6 lat temu gruchnęła wieść o cudownym pomyśle przeprowadzenia obwodnicy Augustowa przez tereny objęte ochroną w ramach programu Natura 2000. Co było dalej, wiadomo. Rozpętała się wojna między obrońcami przyrody a znękanymi mieszkańcami miasta rozjeżdżanego przez TIR-y. Wystrzegałabym się tu łatwych ocen. Wystarczy spędzić w kilka dni w Augustowie, żeby pojąć determinację mieszkańców. Kolejka TIR-ów po horyzont. Z każdej strony. Plus co kilka dni jakaś ciężarówka wbita w drzewo. Gdyby nie sygnalizacja świetlna, nie dałoby rady przejść przez ulicę praktycznie w żadnym miejscu. Z każdego zakątka miasta słychać niemilknący szum ciężarówek o każdej porze dnia i nocy. Siedzisz na plaży miejskiej – słychać. W smażalni na Lipowcu – słychać. Na rynku – słychać. Na hotelowym balkonie – jak w mordę strzelił, szumi i to bynajmniej nie woda w jeziorze. Reasumując, jak na miejscowość turystyczną to jednak trochę tu za dużo wrażenia, że spędza się urlop na parkingu.
Dolina Rospudy ostatecznie ocalała, aktualne plany zakładają przeprowadzenie Via Baltica przez Raczki. Niestety nawet najstarsi tubylcy nie są w stanie określić, kiedy to się ziści. Na razie ćwiczą biegi przełajowe przez pasy. Ci, którzy niewystarczająco chyżo biegają, muszą po prostu zorganizować sobie życie po swojej stronie drogi, znaleźć tam pracę, sklep i skwerek do posiedzenia, żeby nie szastać życiem bez potrzeby.
Wokół budzącego tyle emocji obszaru wyrósł cały biznes turystyczny. Przed 3 laty modne były loty balonowe nad Doliną Rospudy, ale trend okazał się krótkodystansowy i obecnie głównie się wpływa. Tu należy wykazać się daleko idącą ostrożnością, gdyż rejsy “do Rospudy” obiecują wszyscy, a klu czai się w niedopowiedzeniach. Do Doliny Rospudy prowadzi bowiem jezioro Rospuda. Tam i tylko tam wpływają statki pasażerskie. Reklamacji nie uwzględnia się, gdyż była obiecana Rospuda i słowa dotrzymano. A że to jezioro, nie zaś Dolina właściwa no to trudno, trzeba było sprawdzić w googlach. Do Doliny Rospudy wpływają tylko mniejsze jednostki i tu mamy cały wachlarz możliwości. Można płynąć gondolą, wypożyczyć kajak i machać samodzielnie, albo przejechać się małym jachtem z hybrydowym napędem.
My wybraliśmy tę trzecią opcję. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Mianowicie – kilka lat temu przelecieliśmy ze starym większy kawałek świata, żeby obejrzeć deltę Orinoko. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Mam na to twarde dowody:
Zdjęcie wyżej- Dolina Rospudy. Zdjęcie niżej- Wenezuela.
W Dolinie Rospudy mają nawet takie same krzaczki na środku wody. Powyżej zdjęcie z Delty Orinoko, poniżej – z Rospudy:
I ruch na wodzie odbywa się prawie tak samo:
Na koniec rusałka błotna, szczęśliwa jak prosię w deszcz, gdyż akurat tego dnia urodziny miała. Przy okazji – dzięki serdeczne za wszystkie życzenia!
Jeden komentarz
zwiatrem
Rusałce wszystkiego najlepszego.