Kultura

Płaszcze i szpady

Głęboko wierzę, zresztą mam ku temu podstawy, że wcześnie kształtowane gusta pozostają na całe życie. Najlepszym przykładem jest Gremlin, jeszcze w kołysce będąc indokrynowany serialem “Przyjaciele” (puszczali wtedy w czasie niekodowanym na Canal Plus). W wieku blisko 18 lat nadal nie przeciął pępowiny łączącej go z tym serialem i całą rodziną trzymamy kciuki, żeby w bliżej nieokreślonej przyszłości  (ale lepiej bliższej niż dalszej) wygrał grube miliony w teleturnieju ze znajomości tej produkcji, bo w innym przypadku samodzielnie do żadnych pieniędzy raczej nie dojdzie. Serial “Przyjaciele” jest bowiem jedynym tematem, który zdołał poznać dogłębnie i drastycznych zmian w tym zakresie nie przewiduję, w każdym razie nie za mojego życia.
No, gdzieś te młodzieńcze fascynacje zostają w człowieku i nic się nie da na to poradzić.  U mnie tak było z  filmami z gatunku płaszcza i szpady. Zaczęło się od przypadkowo obejrzanych “Trzech muszkieterów”  w kinie Rybak w Lebie. Przypadkowo, bo miał być wyświetlany Konik Garbusek, ale coś poszło nie tak, jak to zwykle w socjalizmie. Widok Michaela Yorka w upierzonym kapeluszu stał się przełomem w moim sześcioletnim podówczas życiu.

“Trzej muszkieterowie” 1972

Z perspektywy czasu oceniam, że w sumie może i lepsze historie z gatunku płaszcza i szpady niż Ania Shirley i ta druga bezpodstawnie optymistyczna idiotka, Pollyanna. Uważam, że nikt nie wyrządził  kobiecej psychice takiej krzywdy jak te dwie.

U mnie w klasie, jakoś tak się złożyło, furory wielkiej nie zrobiły. Zaczytywałyśmy się za to powieściami Aleksandra Dumas i oglądałyśmy wszystkie dostępne w publicznej telewizji filmy kostiumowe, wśród których oprócz perełek w rodzaju “Czarnych chmur” trafiało się też sporo klasycznych szmir typu “Cyrano i D’Artagnan” czy saga o markizie Angelice.  Największy problem był  z”Kawalerem de Lagardere”.  Miałyśmy jeden egzemplarz na parę osób, więc jedna czytała fragment i streszczała pozostałym. Dzięki temu mogłyśmy przeżywać to wspólnie.

“Cyrano i D’Artagnan”  1964

Największy urok  produkcji  z gatunku płaszcza i szpady polega moim zdaniem na tym, że ich twórcy próbują wmówić widzom, że w XVII i XVIII wieku ludzie żyli zupełnie tak samo jak teraz, tyle że w owersajzowych perukach. Klimat epoki tworzony jest za pomocą operetkowych strojów oraz wydawanych co jakiś czas okrzyków “niech żyje król/ republika” , w zależności od tła historycznego. Jeśli zaś istnieje co do tego jakaś wątpliwość, na przykład w sytuacji, gdy król wprawdzie jest, ale sejm też obraduje, zawsze można użyć neutralnego “ja go bukłaczkiem, a on mi Wilcze Doły”. A w każdych okolicznościach pożądane jest przewrócić kopniakiem stół i dobywając szabli zakrzyknąć “zdrada”. To zawsze jest mile widziane, zwłaszcza, że oberżysta przeważnie jest szemranym kolaborantem, więc bardzo mu tak dobrze, niech teraz gania jak Rozenek ze ścierą, sprzedawczyk jeden.

“Czarne chmury” 1973

Ja osobiście cenię ten gatunek za trzy rzeczy: po pierwsze malownicze peleryny z nadnaturalnych rozmiarów kapturami (żeby się owersajzowa fryzura zmieściła), które zapewniają pełną anonimowość każdej lasce,  z królową Francji włącznie. Drugim istotnym czynnikiem jest knucie w menuecie. Od zwykłego knucia odróżnia się tym, że jest niezwykle ryzykowne. Menuet jest bowiem zabawą grupową i główna bohaterka nigdy nie ma pewności, czy sekret wagi państwowej powierza właściwej osobie i czy przypadkiem nikt nie podsłuchuje. Oczywiście podsłuchują wszyscy, co w rezultacie prowadzi do ogólnego dobycia szpad i licznych pojedynków. Na szczęście bitki na szpady zawsze odbywają się w poszanowaniu zasad savoire vivre’u z dziedziny komunikacji miejskiej czyli najogólniej mówiąc: nie pchać się wszyscy naraz.  Dobrze wychowany rzezimieszek powinien grzecznie poczekać na swoją kolej, czyli na chwilę, gdy jego koledzy padną już w śmiertelnych konwulsjach, stosując anologię komunikacyjną – czeka z wchodzeniem aż wychodzący wyjdą.

Trzecią sprawą są oczywiście fortele. Z fortelami płaszcza i szpady, chociaż zasadniczo są super, jest taki malutki kłopocik, że jeśli małoletni widz uwierzy w ich skuteczność, próba zastosowania ich w realnym życiu musi nieodwołalnie skończyć się poważną konfuzją. Niestety w obecnych czasach bycie rzezimieszkiem to orka na ugorze, nie wystarczy próba przemycenia następcy tronu w koszu na brudną bieliznę.

CDN… (bo właśnie sobie uświadomiłam, że bitków dawno nie jadłam i sory, ale udziec wołowy mnie wzywa)

6 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *