Jedzenie

Kuchenne rewolucje cz. 2

Do augustowskiej restauracji Greek Zorbas trafiliśmy po raz pierwszy jakieś 15 lat temu. Był to wtedy mikroskopijny lokal, wyposażony w 2 plastikowe stoliki i takież krzesełka. Słynął głównie z pizzy z pieca, co było miłą odmianą w regionie,  który pod koniec ubiegłego wieku oferował pizzę i zapiekanki z mikrofali, względnie hot dogi z mielonką (rzadkie paskudztwo, tak jak zresztą sam pomysł serwowania mielonki na ciepło). Każdego roku obserwowaliśmy, jak biznes się rozwija. Najpierw dostawiono dwa stoliki na zewnątrz, potem wymieniono plastik na drewno, a jeszcze potem powstała filia w Lomży. Słowem – interes kwitł, tylko właścicielka, pani Beata coraz bardziej skwaszona chodziła i jej nastawienie dość szybko zaczęło się udzielać obsłudze, najwyraźniej stworzonej do wyższych celów niż serwowanie pizzy.

Pamiętam sezon, w którym obsługę kelnerską stanowili bardzo przystojni mężczyźni, kręcący się bez celu i pomysłu w lokalu pełnym wygłodniałych klientów. Okazało się wtedy, że jednak oczami człowiek się nie naje, nawet człowiek płci żeńskiej w tak miłym estetycznie otoczeniu. Co do kelnerów – dotąd nie wiem, jakimi motywacjami się kierowali. Być może liczyli na to, że wśród turystów znajdzie się przejazdem łowca talentów z Gutka czy też agencji modeli, a ponieważ czas biegł nieubłaganie, a nikt taki się nie pojawił, poczuli zapewne usprawiedliwiony wkurw. No każdy by poczuł. Następnego lata aspirujący modele zostali zastąpieni przez silnie zmotywowane modelki, niestety ich motywacja ograniczała się do własnego wyglądu i wówczas okazało się z kolei, że męska część klienteli myśli jednak żołądkiem, a nie, jak dowodzą badania, inną częścią ciała i atmosfera na sali znów się zagęściła.

Na dodatek właścicielka lokalu okazała się osobą wyjątkowo wrażliwą, potrzebującą psychoterapii 24 godziny na dobę i obsługa zamiast gośćmi zajmowała się głównie kojeniem jej zszarganych nerwów.

Kiedy poszła plotka, że Zorba przystąpił do programu Kuchenne rewolucje, telefony dosłownie zaczęły się urywać. Znajomi i rodzina, bywający w Augustowie i mający za sobą bolesne przejścia z restauracją, chcieli ustalić, czy to prawda, czy może ktoś wie coś więcej no i najważniejsze – kiedy nastąpi emisja. Zastanawialiśmy się z mężem, jak Magda Gessler poradzi sobie z tak oporną materią.

Kto oglądał ten odcinek, wie, że wymiękła już drugiego dnia. Cóż, nas 15 lat kontaktów z Grekiem Zorbą nauczyło cierpliwości, ale rozumiem, że człowiek nieprzystosowany może mieć niejakie problemy. Zwłaszcza, że jedzenie zawsze było tam dobre, tylko niejasna sieć zawodowo – rodzinno – przyjacielskich relacji osnuta wokół bohaterki dramatu, zasadniczo  utrudniała doświadczenie tego na własnym podniebieniu.

Podobno po Kuchennych rewolucjach ten aspekt powinien był ulec zmianie.  No więc nie uległ. Podejścia w tym roku mieliśmy trzy. Mogliśmy sobie na to pozwolić, gdyż spędziliśmy w Augustowie aż dwa tygodnie, więc byliśmy emocjonalnie przygotowani na stracenie kilku godzin życia w oczekiwaniu aż ktoś podejdzie do naszego stolika. Okazuje się, że pewniakiem są weekendy, licząc od piątkowego popołudnia. Widocznie wtedy na front robót rzucane są świeże siły. Wtorek okazał się zupełnie nietrafiony – po 30 minutach oczekiwania uznaliśmy, że wolimy się przegłodzić. Ze straceńczą odwagą postanowiliśmy powtórzyć próbę w piątek.  I o dziwo – udało się.

Lokal po zmianach nosi silne piętno Magdy Gessler, głównie jeśli chodzi o wystrój. Dominują charakterystyczne błyszczące, lśniące, rozpraszające światło elementy, głównie lustra.

Sala, po rezygnacji właścicieli z wynajmowanego obszernego fragmentu,  mieszczącego jeszcze rok temu 10 stolików, skurczyła się do czterech, za to przybyło kącików. Może to i lepiej – mniej stolików to mniejsze wyzwanie dla obsługi, a kąciki nadają sznyt autentycznej greckiej tawerny.

W lokalu pełno. Menedżer, który w programie zrezygnował ze stanowiska/ z niego zrezygnowano…? znowu jest na miejscu i cierpliwie tłumaczy, że po Kuchennych rewolucjach restauracja przeżywa istne oblężenie. Rzeczywiście 4 stoliki były zarezerwowane, a o pozostałe 4 trwała zacięta walka. Najtwardsi zasiedli w ogródku, co biorąc pod uwagę augustowskie temperatury wieczorne, uważam za przejaw dużej determinacji.

Jeśli chodzi o klu czyli jedzenie to z perspektywy 15 lat oceniam, że trzyma poziom.  Karta zmieniła się kosmetycznie. Zupa cytrynowa wspięła się na wyższy poziom kwasowości, co osobiście uważam za błąd, bo ta dawna, delikatniejsza,  bardziej mi smakowała. Musaka zyskała grubszą warstwę kartofli, co też nieco dziwi, gdyż w oryginalnym przepisie nie ma kartofli i taką bezkartoflową jadłam w wielu miejscach na Korfu. Mimo wszystko sądzę, że Grecy wiedzą więcej o kuchni greckiej niż Magda Gessler, nawet ci z Korfu, uważanej za bardziej włoską niż grecką wyspę. Na przystawki zamówiliśmy fetę z pieca (to to czerwone danie, na fecie leżą zgrilowane pomidory, stąd kolor) oraz warzywa al forno (brokuły i pieczarki, bez których mogłabym się obejść, podobnie jak bez kartofli z musace)

Teraz widzę, że warzywa al forno do złudzenia przypominają curry. Ale nie, nie mają z nim nic wspólnego.

Na drugie zamówiłam musakę, gdyż zbieram doświadczenia w tej dziedzinie i pomijając kartofle, uważam, że łapie się do rywalizacji wewnąrzgreckiej, zaś małżonek zamówił mix grecki, składający się z szaszłyków, gyrosa i bifteka (kotlet taki mielony). Gdyby nie góra frytek, byłby wypas. Ja nie wiem, skąd ta mania pakowania do wszystkiego fury przetworzonych gruli. Bo jesteśmy narodem ziemniaczanym? No jesteśmy, nawet u Janusza Głowackiego jeden z bohaterów ma ksywkę Potato, ale czy na pewno  chcemy utrwalać ten stereotyp? Zwłaszcza, odkąd nastolatki tyją nam na potęgę  w przekonaniu, że frytki to odżywcze warzywo?

Jednym słowem – jest ciut lepiej. Ale dobrze, z drugiej strony, nie jest. Dania pojawiają się szybciej, ale nie szybko. Kelnerka pamięta większość zamówienia i o ile nic jej nie rozproszy, większość przynosi. Przyjacielska grupa wsparcia właścicielki grasuje obecnie na zapleczu, nie na tzw. oczach klientów. Ale jest stale obecna.

Cóż, poczekam ostrożnie do przyszłego roku aż emocje opadną i wyjdzie szydło z wora.

2 komentarze

  • czekolada72

    Wlasnie ogladalam z moja “Gremlinka” kuchenna rewolucje pani MG 🙂 Potwierdzam – wszystko sie zgadza co napisalas 😉

  • Agga

    Jest chyba coraz gorzej, byliśmy w majowy weekend, zajęte trzy stoliki, a czekaliśmy ok godziny. Przyjaciel (menager) w roli kelnera, krzyki P.Beaty dobiegające z kuchni, zimno i przeciąg. Ubikacja … masakra, no ale to restauracja, więc o jedzeniu trochę: ceny umiarkowane lecz na talerzach tycio, smak nie powala, zrobiłam w domu warzywa al forno i też mi wyszły podobne, sos to śmietana z czosnkiem i vegettą, do tego pieczarki brokuły i tarty ser i do piekarnika. Za 13 zł trzy pieczarki i cztery różyczki brokuła, to ja wolę w domku sobie zrobić. Mięsko doprawione średnio, podobne jadłam już w wielu knajpkach. Ciekawa jestem czy M.G. wie, że jej facjata jeździ po Augustowie na drzwiach samochodu dostawczego? Jednym słowem żal.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *