Kultura,  Moda

Ciemność. Ciemność widzę

Teoretycznie wiem, że czytanie tekstu napisanego małym druczkiem rzadko kończy się dobrze. Ale on jakoś tak zawsze kusi mnie swoją tajemniczością, że chociaż oko mi się słabo akomoduje (wiadomo, starcza dalekowzroczność) zawsze się na niego nabieram. Otrzymane kilka tygodni temu zaproszenie do Teatru Narodowego na “Dozorcę” wprawiło mnie w euforię, przynajmniej do chwili zapoznania się z wydrukowaną małą czcionką instrukcją. Brzmiała ona: obowiązują stroje wieczorowe.

Przyznam, że ta uwaga, sformułowana raczej kategorycznym tonem, wprawiła mnie w lekki popłoch. Od czasu do czasu zdarza mi się chodzić do teatru, ale z wyjątkiem premier w Operze Narodowej nie widuję w foyer strojów wieczorowych, a i wtedy nie zawsze. Pomysł wystrojenia się w sylwestrową suknię wzbudził mój zdecydowany sprzeciw, ale z drugiej strony skoro dostałam już zaproszenie to nie chciałam ryzykować, że zostanę wyrzucona z teatru za brak stosownego stroju.

Metodą prób i błędów wypracowałam więc outfit, który wydał mi się wystarczająco poważny na okoliczność obcowania ze sztuką (znaczy ciemny) a jednocześnie nie stwarzający ryzyka, że będę wytykana palcami.

Żakiet przyuważyłam na blogu modowym Deadfleurette, która jest wprawdzie ode mnie dużo młodsza (i chudsza), ale ubiera się na tyle konserwatywnie i minimalistycznie, że uznałam, że w moim wieku też obleci. Ponieważ wychodzę z założenia, że lepiej mieć mało ciuchów, ale dobrej jakości i w miarę elastycznych okolicznościowo, zwracam uwagę na hipotetyczne zastosowanie. Żakiet sprawia wprawdzie wrażenie nadętego, zapewne przez te zaakcentowane ramiona oraz materiał z jakiego został wykonany, bo wełna boucle kojarzy się dość nobliwie, ale za to suwak przełamuje konwencję. Czarny drapowany top okazał się wyjątkowo trafionym zakupem. To jeden z tych magicznych ciuchów, które w mgnieniu oka potrafią odjąć kilogramów, a ja, odkąd wbrew swojej woli stałam się posiadaczką klatki piersiowej bawarskiej bufetowej, szczególnie tego pilnuję. Żeby nie było tak strasznie konserwatywnie, dołożyłam szare dżinsy.

Torebka to temat na dłuższą opowieść. Mam do niej ogromny sentyment, bo była moim pierwszym zakupem dokonanym w prawdziwym sklepie. Wcześniej przez wiele lat zaopatrywałam się w sklepie z odzieżą na wagę, a gwarantuję, że nie miało to zupełnie nic wspólnego z obecnym trendem vintage. Torebkę firmy Batycki odwiedzałam regularnie w sklepie, oglądałam, wąchałam i odkładałam na półkę. W końcu udało mi się trafić na przecenę i szarpnęłam się na zakup, defraudując pieniądze przeznaczone na rachunek za prąd. Dotąd pamiętam, ile kosztowała. Od tamtej pory przewinęło się w moim życiu wiele torebek, ale tej jednej pozostałam wierna. To takie moje memento, że czasem bywa pod górkę, potem zaczyna się jakoś układać, ale nic nigdy nie jest dane na zawsze.

Kończąc tę przydługą opowieść, chciałam nadmienić, że opracowany w ten przemyślny sposób strój wyjściowy stał się moim dyżurnym mundurkiem do teatru i wczoraj na “Ludzi i anioły” też się tak ubrałam. Na recenzję sztuki przyjdzie jeszcze czas.


żakiet Isabel Marant, top Michael Kors, dżinsy Max&Co, torebka Batycki, buty Bronx

Kiedy już siedziałam na widowni Narodowego (szczęśliwie wpuszczona na salę, znaczy strój był adekwatny), czekając na rozpoczęcie spektaklu, zauważyłam faceta o wyglądzie kloszarda, który dziwnie kręcił się po sali. W końcu przysiadł na wolnym miejscu koło mnie, ale jakoś tak nerwowo, że nabrałam podejrzeń co do jego zamiarów. Przycisnęłam więc torebkę do piersi, rzuciłam koleżance ostrzegawcze spojrzenie i pomyślałam, że teatr zaliczył wtopę. To mi piszą na zaproszeniu, że stroje wieczorowe, ja przez to spać nie mogę z nerwów, a potem wpuszczają jakiegoś obszarpańca, prawdopodobnie kieszonkowca.
Kiedy w połowie pierwszego aktu pojawił się na scenie w roli drugiego brata, koleżanka zauważyła przytomnie: dobrze, że nie zdążyłaś ostrzec tych państwa z tyłu, żeby też portfeli pilnowali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *